Tom 4 - Przekonanie jest Tomem, który zapoczątkował Czwartą Szczelinę w Dead by Daylight i został wydany 29 Lipca 2020.
Przegląd[ | ]
Postacie wybrane do tego Tomu to Ace Visconti, Meg Thomas, Philip Ojomo (Widmo ) i Lisa Sherwood (Wiedźma ).
Wspomnienia i Dzienniki[ | ]
Lisa Sherwood: Łut Szczęścia[ | ]
Wspomnienie 1702[ | ]
Nie zadzieraj z mocami, których nie rozumiesz. Babcia Lisy karci ją za narysowanie w podręczniku symbolu na szczęście, Lisa przeprasza za przeglądanie rzeczy babci. Chciała tylko lepiej poznać jej stare miasteczko oraz historie o wiedźmach i kanibalach, palonych żywcem lub przeganianych. Słyszała od mamy, że babcia natrafiła na różne książki napisane w nieznanych językach i z dziwnymi symbolami. Babcia przestrzega ją przed książkami. Ściągniesz na siebie i na innych wielkie nieszczęście. Lisie chce się śmiać, ale siedzi cicho. Tylko się wygłupiała i nie wierzy w te wszystkie przesądne bzdury. Nie ma żadnych czarownic i kanibali, babciu. Potrzebowałam tylko trochę szczęścia podczas testu z algebry. Nic wielkiego się nie stało. Babcia mówi wnuczce, że symbol, który narysowała, dawno temu posłużył jej samej do zmiany kanibala w powykręcane bagienne drzewo pokryte zgniłym, czarnym szlamem. To tak komiczne, że Lisa z trudem powstrzymuje śmiech, ale przecież chce dalej słuchać historii o kanibalach i zaginionych dzieciach. Gdy babcia kończy opowieść, Lisa przytula ją, całuje w miękkie, pomarszczone czoło. Nie martw się, babciu. Nie zmienię się w bagienne drzewo. I nie porwie mnie zgraja kanibali."
Wspomnienie 1703[ | ]
Lisa nie wie, czy to symbole na książce, czy efekt placebo, ale jej wyniki z matematyki są coraz lepsze. Nie tak dobre, jak powinny być, ale... udaje jej się zdawać testy, a to już postęp. Jej koleżanka Pam mówi, że to brednie. Nie ma czegoś takiego jak szczęśliwe symbole, które podnoszą oceny. To wszystko pic na wodę. Bezpodstawne, starożytne przesądy. Mówi żartem, że też chciałaby mieć lepsze oceny. Łapie książkę Lisy i przerysowuje symbol na swój plan lekcji – kilka razy. Lisa czuje ucisk w żołądku i patrzy na symbole z obawą. Nie powinnaś tego robić. Wyrywa książkę Pam. Nie powinnaś zadzierać z mocami, których nie rozumiesz. Pam śmieje się. O co chodzi, Lisa? Jeśli tobie pomaga to zdać matmę, to mnie pewnie pomoże z angielskim. Nie przeżywaj.
Wspomnienie 1704[ | ]
Pam błaga o kolejny symbol lub amulet, żeby pomógł jej podczas testu, na który nie jest gotowa, u nauczyciela, którego nienawidzi. Nauczyciela, którego nazywa grubym i nudnym lekomanem. Lisa nie zgadza się i mówi, że nie wolno jej zaglądać do tajemniczej książki babci, a co dopiero dzielić się zawartością z obcymi. Pam wzrusza ramionami i zaczyna wydrapywać symbol wykałaczką na swoim ramieniu. Pyta, czy Lisa słyszała, co stało się z kobietą koło szkoły. Lisa kręci głową. Pam śmieje się, gdy spod wykałaczki wylatuje krew. Idiotka weszła na ulicę w trakcie czytania i trach! Zmiotła ją ciężarówka. Chodź! Rzuca wykałaczkę na ziemię, łapie Lisę za nadgarstek i prowadzi ją do drogi kilka przecznic od szkoły. Lisa zatyka nos. Czuje fermentujące płyny ustrojowe w pęknięciach w chodniku. Pam wskazuje plamy krwi i pukle włosów na drodze i śmieje się z martwej dziewczyny. Lisa łapie ją gniewnie za rękę. Nie wolno śmiać się z umarłych. Pam wyszarpuje rękę. Przestań świrować, Lisa. Przecież już i tak nie może się obrazić... Poza tym twoje symbole przyniosły mi mnóstwo szczęścia. Lisa wpatruje się w ramię Pam z obawą i ma nadzieję, że duch martwej dziewczyny nie poczuł się urażony. Babcia mówi, że czasami duchy nie odchodzą, zwłaszcza kiedy nie chcą być martwe. Ostatnie, czego Lisa potrzebuje, to jakaś mroczna moc chodząca za nią do końca życia.
Wspomnienie 1705[ | ]
Nauczyciel angielskiego Pam zmarł z nieznanej przyczyny i dziewczyna tańczy z radości. Czuje ulgę, że nie musi pisać tego głupiego testu o jakimś nic nieznaczącym martwym pisarzu. Nie obchodzi mnie, co mówią nauczyciele angielskiego, Jamesa nie da się czytać. Był pokręconym pseudointelektualistą, który specjalnie wszystko gmatwał, bo za cholerę nie wiedział, o czym mówi. Lisa wzrusza ramionami. Nie zgadza się, ale nie chce sprzeczać się z przyjaciółką – irytującą przyjaciółką. Lubi książki Jamesa. Jego styl pozwala jej na chwilę wejść w głowę bohatera. Lisa uważa, że powieść o artyście była zabawną, pozbawioną formy mieszanką z mnóstwem stylu i treści. Ale co ona może tam wiedzieć. Ma tylko szesnaście lat, a jej oceny z angielskiego są poniżej średniej. Pam śmieje się i wrzeszczy ze złośliwym uśmiechem, pokazując rękę pokrytą symbolami zabrudzonymi atramentem. Samo szczęście! Żadnego testu! Żadnego grubasa! Żadnych martwych pisarzy do końca roku! Dzięki, Lisa! Lisa patrzy na symbole na ręce przyjaciółki i chce nakrzyczeć na nią za to, że jest taka nieostrożna z rzeczami, których obie nie rozumieją. Zamyka oczy i ma nadzieję, że nauczyciel angielskiego chce być martwy i że nie czai się gdzieś za rogiem.
Wspomnienie 1706[ | ]
Cała klasa poszła na pogrzeb z szacunku dla ukochanego nauczyciela angielskiego. Karawaniarze uginają się pod ciężarem trumny. Pam nachyla się do Lisy i szepcze, jaką jest szczęściarą i jakiego pecha mają biedni karawaniarze, że muszą nieść tak ciężką trumnę. Wyobraź sobie, że musisz nieść tego grubasa do grobu. Lisa szturcha Pam i każe jej przestać. Gdy karawaniarze zbliżają się do nich, czuje nagły ucisk w żołądku. Przeczucie podpowiada jej, że powinna odsunąć się od przyjaciółki. Przez głowę przebiega jej obraz Pam trafionej przez piorun. Ciekawe, czy rozgniewany duch byłby w stanie zrobić coś takiego. Każdy organ, mięsień, komórka – wszystko usmażone w mgnieniu oka za pychę Pam. Dziewczyna wyrywa Lisę z zadumy kolejnym nietaktownym komentarzem. Lisa słyszy w głowie głos babci, który mówi jej, że Pam kusi los, nabijając się z czyjegoś nieszczęścia. Śmiejąc się ze zmarłych. Lisa nie do końca wierzy w przesądy babci… ale jednak odsuwa się odrobinę od przyjaciółki i spogląda na ciemniejące chmury. Czeka, aż Pam trafi piorun.
Ace Visconti: Idź na Całość[ | ]
Wspomnienie 2478[ | ]
Ace wpada do baru Uh, Ohs wciąż podekscytowany obejrzaną przed chwilą obroną tytułu mistrza mieszanych sztuk walki. Mika James, mistrzyni kobiecej wagi lekkiej MMA, powaliła przeciwniczkę w pierwszej rundzie i Ace jest gotowy na więcej emocji. Siada obok swojego kolegi, Wallace'a. Przegapiłem coś? Wallace potrząsa głową. Nieee… Przygotowują miskę. Ace wybucha śmiechem. Zabawne. Gość spróbuje połknąć miskę ślimaków. Tak kretyński zakład jest możliwy tylko w Uh, Ohs. Wallace szturcha Ace'a i wyrównuje stawkę. Dziesięć do jednego, że ten koleś wszystko wyrzyga. Ace patrzy na idiotę i stojącą przed nim miskę żywych ślimaków. Instynkt podpowiada mu, że facet naprawdę to zrobi. Przed chwilą Ace wykosił Wallace'a w walce MMA i nie ma nic przeciwko kolejnemu zarobkowi. Przygląda się uważnie idiocie, aby upewnić się, że przeczucie go nie myli. Większość ludzi porzygałaby się już przy pierwszym ślimaku. Ale nie ten gość. On wie, co robi. To zwycięzca. Pewniak. W porządku… Podwójmy stawkę. Wallace kiwa głową i ostrzega Ace'a, że ten przegra. Ace uśmiecha się złośliwie. Zobaczymy. Gdy spogląda za idiotę szykującego się do połykania ślimaków, z zachwytem zauważa przy barze Mikę James w jej legendarnym dresie. Wymieniają spojrzenia. Ace pokazuje na swoją fanowską koszulę i podnosi kciuk, aby docenić świetną obronę tytułu, jednak Mika patrzy w dal i spokojnie sączy piwo. Wallace zauważa ją i znowu szturcha Ace'a. Skopałaby ci tyłek w mgnieniu oka. Ace drwi. Przegrałbyś ten zakład, dupku. Jestem od niej dwa razy większy i silniejszy. Wallace parska. Mówię ci, nie przetrwałbyś dziesięciu minut. Ba! Nie przetrwałbyś nawet pięciu! Wallace pieprzy, żeby pieprzyć. Zanim Ace zdąży odpowiedzieć, rozlega się dźwięk dzwonu i wszyscy milkną, by przyjrzeć się temu, jak idiota unosi miskę grubych, obślizgłych ślimaków do drżących ust. Ace wstrzymuje oddech, skupia się i wyciąga szczęśliwy kieł aligatora. Ściska go w ręce. Wie, że już wygrał. Za kilka minut będzie się śmiał w drodze do banku. Dalej, idioto. Połykaj te ślimaki.
Wspomnienie 2479[ | ]
Ace nie rozumie, co się stało. Wygrywał z Wallace'em. Jego czarny koń spokojnie wciągał ślimaki jeden po drugim, jakby rozkoszował się miską świeżego sushi. Nagle zatrzymał się z ostatnim zwisającym mu z ust, zarozumiały gnojek... Uśmiecha się i przełyka… Ale cholerny ślimak nie spada do żołądka. Na pewno nie zgodnie z planem. Ace widzi grudkę prześlizgującą się w dół gardła mężczyzny. Pomału idzie w dół… ale musiał chyba wywołać odruch wymiotny, bo facet przestaje się uśmiechać. Następuje cisza. Idiota zaczyna wiercić się na krześle. Tłum wstrzymuje oddech i nagle… pocisk ślimaczych rzygów wystrzeliwuje z jego ust, a Ace zdaje sobie sprawę, że właśnie przegrał wszystko. Wallace śmieje się do rozpuku i klepie kolegę po plecach. Mówiłem. Ace nie reaguje. Wiesz co? Zapłacę Ci dwa razy tyle, jeśli przetrwasz pięć minut w walce z Miką James. Ace gapi się na Wallace'a. Co będziesz z tego miał? Wallace przygląda się Ace'owi. Twój szczęśliwy kieł aligatora. Ace waha się. Wallace się uśmiecha. Co? Myślałem, że jesteś od niej dwa razy większy i silniejszy. Ace patrzy na Mikę, na Wallace'a, znowu na Mikę. Kiwa głową. Powalę ją w dwie minuty, a potem kupię jej drinka. Wallace uśmiecha się, wstaje i rusza do menedżera klubu, aby przygotować zakład. Ace myśli, że może warto przedstawić się mistrzyni.
Wspomnienie 2480[ | ]
Co ja sobie, do cholery, myślałem? Ace staje na chwiejnych nogach. No tak, nic! Mika rusza w jego stronę. Ace atakuje desperacko z prawej strony. Kobieta robi unik z uśmiechem. Ace atakuje z lewej. Mika odchyla się, a po chwili Ace'owi robi się ciemno przed oczami i widzi gwiazdy. Czym ona mnie uderzyła? Nie wie. Wie tylko, że znowu siedzi na tyłku, a jego powieki wydają się zrobione z cementu. Zmusza się, by otworzyć oczy, i wpatruje się w stoper. Trzydzieści sekund. Jakim cudem upłynęło dopiero trzydzieści sekund?! Albo stoper się zaciął, albo czas zwolnił w niemożliwy sposób. Cholera! Mam kłopoty, ale nie zamierzam oddawać mojego szczęśliwego kła! W tej chwili nie wie zbyt wiele, ale nie ma wątpliwości, że Mika zdeklasowała go w każdej kategorii z wyjątkiem odwagi i szczęścia. Ace stoi na chwiejnych nogach i uśmiecha się do jednej z Mik wirujących wokół niego. Skupia się i liczy. Zostały cztery minuty… Dam radę…
Wspomnienie 2481[ | ]
Tłum wrzeszczy i gwiżdże. Walcz! Walcz! Walcz! Ace patrzy na stoper i cieszy się, że minęły już dwie minuty. Jeszcze tylko trzy. Chce po prostu przetrwać, całkowicie zrezygnował już z nokautowania Miki. Będzie szczęśliwy, jeśli uda mu się trafić ją chociaż raz. Wydaje mu się, że będzie musiał chwycić ją za włosy i uderzyć poniżej pasa, aby się wycofała. Jednak Mika porusza się tak szybko, że jego oczy nie nadążają z jej śledzeniem, i jest przekonany, że jego stopy zmieniają się w spaghetti. Kobieta patrzy na niego jak wygłodniały tygrys i wykonuje kopnięcie okrężne. Ace robi unik. Śmieje się, gdy nagle czuje jej ręce zawijające się na jego głowie i jej cholerne kolano na twarzy. Widzi ciemność. Chwilę później leży na ziemi wśród gwiazdek, a tłum odlicza. Wstaje przy piątce z opuchniętą wargą i żałosnym uśmiechem.
Wspomnienie 2482[ | ]
Minuty wydają się godzinami. Dniami. Po trzech minutach Ace chce się poddać, ale nie pozwala mu na to duma. Zdrowy rozsądek każe mu się wycofać, zanim Mika złamie mu kolejne żebro. Coś mu się zdaje, że nie będzie się śmiał w drodze do banku, ale do szpitala. Nie może się poddać. Nie zrobi tego i na pewno nie przegra zakładu. Wygra, nawet jeśli miałoby go to zabić. W pewnej chwili przypomina sobie cytat o siedzeniu z ładną dziewczyną na palenisku albo o ładnej dziewczynie piekącej coś na palenisku. Coś o ładnej dziewczynie i palenisku. Nie pamięta dokładnie, ale wie, że ma to jakiś związek z czasem. Gdy Mika uderza pięścią prosto w jego opuchniętą twarz, Ace chwieje się i prawie przewraca. Udaje mu się złapać równowagę i próbuje się uśmiechnąć, ale gdy tylko jego wargi się rozdzielają, jakimś cudem trafia na twardą podłogę i patrzy na śmiejący się i odliczający tłum, który nagle zdaje się bardzo odległy. Obraca się na brzuch i podnosi półprzytomny, z kolanami z waty. To za mało, żeby powalić mnie na dobre.
Wspomnienie 2483[ | ]
Dwa ciosy z prawej w i tak złamany już nos. Mika zdecydowanie nie chce przegrać. Próbuje go znokautować, ale to się nie wydarzy. Ace na to nie pozwoli. Staje na nogi zdeklasowany w każdej kategorii z wyjątkiem odwagi. Próbuje się do niej uśmiechnąć. Nie bolało. Tylko że to nieprawda. Bolało bardzo. Zanim uśmiech schodzi z jego twarzy, kobieta łapie go za szyję. Cholera, szybka jest! Mika kręci nim jak workiem ziemniaków i rzuca na stół. Mebel się łamie. Podobnie jak coś w klatce piersiowej Ace'a. Wydaje mu się, że to żebro, ale myślał, że nie zostało już żadne całe. Wstaje, z trudem się uśmiecha i rusza w jej stronę. Łapie jej twarde jak głaz ramiona. Przyciska do ściany. Adrenalina wypełnia całe jego ciało. Teraz ją ma. Wyrzuca pięść w stronę jej twarzy. Mika robi unik w bok i Ace uderza dłonią w kamienną ścianę. Czuje, jak kobieta unosi go nad ziemię. Chwilę później obraca się i wyrzuca go w tłum. Jego złamana ręka puchnie i rwie przy każdym uderzeniu serca. Gapie rozstępują się i pozwalają mu uderzyć o podłogę. Coś trzaska. Ace ma nadzieję, że to nie kość. Wszystko jest niewyraźne. Wydaje mu się, że jest pod wodą i słucha stłumionych wrzasków. Nie wie już, czy wołają, żeby wstał, czy żeby pozostał na ziemi. Wstaje. Spogląda na stoper i czuje ostry ból w ustach. Wyczuwa nieoczekiwany ubytek. O cholera, mój ząb! Rozgląda się po podłodze i widzi zgubę w plamie krwi i śliny. Ząb wciąż jest przymocowany do korzenia. Zanim Mika wpada na Ace'a z pełną prędkością, ten spogląda na rozbawiony tłum i zauważa Wallace'a – bladego i przerażonego.
Wspomnienie 2484[ | ]
Ace wskakuje pod stół, jednak Mika łapie go za kostkę i wyciąga z kryjówki. Podnosi go nad głowę, obraca nim i rzuca w kolejny stół. Ace wstaje, odwraca się w jej stronę i potrząsa głową, żeby poprawić widzenie. Odchyla się i uderza z lewej strony jedną z trzech twarzy, które widzi. Mike robi unik i kontratakuje gwałtownym prawym sierpowym w tułów, a potem powala Ace'a kolejnym niszczycielskim ciosem. Toczy się po ziemi zdyszany. Czuje pogruchotane żebra. Pewnie powinien już być martwy. Nie chce nawet myśleć o rachunku za leczenie. Leczenie? Nie potrzebuje żadnych szpitali. Nie był u lekarza od dziesięciu lat i na pewno nie musi iść teraz. Jego ciało samo potrafi się uleczyć. Próbuje się podnieść, ale nie czuje zbyt wiele od pasa w dół. Wymierza słaby cios zdrową ręką. Mika łapie jego pięść w powietrzu i miażdży mu palce. Bezlitośnie chwyta go za ramię… i wybija mu łokieć. Ace wrzeszczy, a krew wypływa mu z ust. Mika chce go pokonać, nawet jeśli będzie musiała go zabić. Ace nagle doznaje olśnienia. Mika też się założyła. Całe jego ciało opływają endorfiny, podczas gdy on chwieje się po wirującej podłodze Uh, Ohs. Spojrzenie na stoper uświadamia mu, że musi wytrzymać jeszcze tylko dwadzieścia sekund. Wygra, nawet jeśli straci każdą kość. Co jeszcze może mi zrobić ta panienka? Wspina się na nogi i uśmiecha. Krew wycieka mu z ust. Kobieta rusza na niego jak dziki kot i wyprowadza serię niszczycielskich ciosów. Trafia go z dziesięć razy, a potem dobija potężnym uderzeniem z dołu. Tłum wrzeszczy do Miki, żeby go wykończyła. Ale Ace nie odda kła – nawet jeśli ma stracić własne zęby. Sekundy ciągną się jak minuty. Rozbrzmiewa dzwon. Koniec. Nareszcie koniec. Ace pada. Wallace patrzy na niego z szacunkiem. W ręce trzyma zwitek banknotów. Ace gapi się na pieniądze i mamrocze coś. Ty draniu… Postawiłeś na mnie? Wallace podnosi Ace'a i daje mu ząb. Włóż go do ust, aby nerwy były wilgotne. Trzymaj go, aż dotrzemy do szpitala. To starcie przejdzie do historii. Ace kręci głową. Jest OK… Nie potrzebuję lekarza. Wallace śmieje się z niedowierzeniem. Człowieku, potrzebujesz lekarza. Dentysty. I psychiatry!
Meg Thomas: Zostań w Tyle[ | ]
Wspomnienie 548[ | ]
Przeciąć opony? Brzmi dość drastycznie. Meg żałuje, że pokazała trenerce Jenny na WF-ie, jak szybko potrafi biegać. Nauczycielka zobaczyło coś, co jej się spodobało, poprosiła Meg, żeby pobiegła, a teraz chce, żeby wzięła udział w mistrzostwach stanu. Z dnia na dzień przestała być nikim, a stała się uwielbianym szkolnym sportowcem. Z tym wiązali się nowi znajomi, nowi wrogowie i nowe plotki. Dlaczego Meg? Dlaczego dostała przepustkę? Nigdy nie ćwiczyła, nie przykładała się, nie brała tabletek dietetycznych, żeby utrzymać wagę. Dlaczego ona? Czemu jest taka wyjątkowa? Myśl o przepustce wywołuje u Meg śmiech. To żadna przepustka. Zawsze uwielbiała biegać, tylko nie w zorganizowany sposób. Jest pewna, że poświęciła więcej godzin na swoją pasję niż ktokolwiek inny w drużynie. Drużyna przebiera Meg w kostium bandyty z biało-czarnymi paskami – dziewczyna wygląda jak przestępca w niemym filmie. To tak głupie, że chce jej się krzyczeć. Daj członkowie drużyny kłócą się o kostium i ostatecznie decydują się porzucić banalny wygląd bandyty na rzecz bardziej współczesnego stroju superzłoczyńcy. Przygotowują maskę i proszą, żeby przecięła opony w pobliżu posterunku policji. Potem wymieniają przestraszone spojrzenia. Nie brzmi to jak inicjacja – bardziej jak sposób na wyrzucenie jej z drużyny i wpakowanie do aresztu. Dana patrzy dziwnie na Meg. Wygląda, jakby męczył ją ból brzucha. Może gazy. Nienawidzi Meg za pobicie jej rekordu i pewnie ucieszyłaby się, gdyby ją zamknęli. Reszta zespołu wymyśla imię superzłoczyńcy dla Meg. Uliczna Burza. Superstrzał. Śmiała Diwa. Nieważne, wszystkie brzmią głupio. Wybierzcie cokolwiek.
Wspomnienie 549[ | ]
Śmiała Dama Meg pędzi ulicami, zwraca na siebie uwagę i wywołuje śmiech. W kostiumie superzłoczyńcy czuje się głupio i jednocześnie się boi. Odgania strach, bierze się w garść i skupia myśli. Jeśli chcą, by przecięła oponę, zrobi to więcej niż raz. Rzucę się prosto w paszczę wieloryba i wyrwę mu żebro. Śmieje się na tę myśl. Zastanawia się, skąd taki pomysł, i przypomina sobie, że to z jednej z historii, które ostatnio czytała mamie, aby pomóc jej zasnąć mimo pogarszającego się zdrowia. Lekarze nie wiedzą, co jej dolega, a na innych lekarzy brakuje pieniędzy. Nie pozwól, by zdradziły cię myśli. Meg wyrzuca smutek z głowy, a przechodnie śmieją się z jej kostiumu i wytykają ją palcami. Moim celem jest policja. Ustanowię nowy rekord otrzęsin. Zdeterminowana Meg zbliża się do posterunku policji Colorado, a jej serce wali z rekordową prędkością. Klęka za radiowozem, waha się, jej ręka drży w niekontrolowany sposób. Meg nie ma w zwyczaju łamać prawa. Bierze głęboki, uspokajający oddech. Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Przebija oponę scyzorykiem, odrywa kawałek gumy i wycofuje się. Zanim ktokolwiek zorientuje się w sytuacji, dziewczyna oddala się z prędkością błyskawicy. Łomoczące serce podchodzi jej do gardła. Meg ma nogi jak z waty. Policjanci rozpoczynają pościg, ale nie udaje im się jej dogonić. Dziewczyna wraca do zespołu z kawałkiem odciętej gumy i nowym rekordem drużynowym. Radiowóz. Prawdziwy radiowóz. Pobijcie to! Cały zespół śmieje się i gwiżdże, tylko nie Dana, która wpatruje się w Meg ze standardową, „gazową” twarzą. Nikt w drużynie nigdy nie posunął się tak daleko. Witaj w zespole… Śmiała Damo Meg.
Wspomnienie 550[ | ]
Meg jest na ustach wszystkich w szkole i podoba jej się to. Trenerka Jenny mówi, że przed nią jeszcze dużo pracy nad mechaniką biegu. Meg nie wie nawet, co to znaczy. Latami biegała w górach z mamą i nigdy nie musiała uczyć się żadnej mechaniki. Trenerka mówi, że podczas kolejnych kilku treningów Meg musi zwiększyć pewność siebie na linii startu. Jasne, to nie powinno być trudne. Spędzają razem dużo czasu. Wiele osób w drużynie zaczyna to zauważać. Dana robi złośliwe uwagi o tym, że ciało Meg jest nieproporcjonalne, że głupi ma zawsze szczęście, że nogi Meg są nieproporcjonalne do jej tułowia. Meg to ignoruje, nie chce podsycać zazdrości Dany swoją reakcją na stwierdzenie, że jej uda są trochę zbyt grube do biegania. Dana patrzy na nią ze standardowym wyrazem twarzy. Meg rzuca jej spojrzenie pełne przekleństw, które chciałaby wykrzyczeć. Już niedługo zostawię cię w tyle, jędzo! Meg tłumi gniew i uśmiecha się grzecznie. Dziękuje jędzy za troskę i mówi, że jej nieproporcjonalne ciało i tak zwane zbyt grube uda pomogą jej w trakcie mistrzostw.
Wspomnienie 551[ | ]
Meg rozpoczyna długi spacer do domu po wykańczającym, lecz satysfakcjonującym treningu. Trzyma szczęśliwy kawałek opony w dłoni, choć tak naprawdę nie wierzy w szczęście. Słyszy w głowie głos mamy. Jedyne szczęście, jakie dostaniesz, to takie, na które sobie zapracujesz. A jednak… Kawałek opony wygląda nawet trochę jak podkowa. Przypadek? Możliwe. Podziwiając szczęśliwy płat opony, Meg rusza naprzód, gdy nagle słyszy za sobą dźwięk pękającej gałązki. Zanim orientuje się, co się dzieje, tajemnicza postać już przyciska ją do ziemi, depcąc jej kostkę. Okropny ból przeszywa jej kręgosłup i dziewczyna krzyczy o pomoc. Cień ucieka. Meg wrzeszczy w agonii i desperacko próbuje stanąć na nogach. Gdy tylko zraniona stopa dotyka ziemi, dziewczyna czuje kolejną falę bólu i przewraca się. Zamyka oczy, zbiera się w sobie, tłumi ból i szuka w pobliżu czegoś, co podeprze jej ciężar. Czegokolwiek. Chwilę później udaje jej się znaleźć grubą, powykręcaną gałąź. Krzyczy, gdy próbuje wstać. Każdy krok do domu jest jak młot uderzający w jej kostkę.
Wspomnienie 552[ | ]
Lekarz mówi Meg, że jej stopa jest pęknięta w kilku miejscach i że nie powinna jej obciążać do wyleczenia. Dziewczyna wychodzi z gabinetu o kulach z matką u boku. Czuje, że matka się o nią martwi. Jak zapłacą za leczenie bez ubezpieczenia? Jadą do domu w ciszy. Mamo… Przepraszam. Meg przerywa ciszę. Matka potrząsa głową. Nie przepraszaj, Meg. Nie ma potrzeby. Cieszę się, że nic ci nie jest. Mogło być dużo grzej. Meg kiwa głową i wielokrotnie odtwarza sobie napaść w głowie. Popchnięcie. Kopnięcie. Nadepnięcie. Nic z tego nie ma sensu. Sprawca nawet nie próbował niczego od niej ukraść. Tym razem matka przerywa milczenie i pyta, czy Meg przypomniała sobie cokolwiek na temat tego mężczyzny, odkąd rozmawiały z policją. Meg potrząsa głową. Nie jestem nawet pewna, czy to był mężczyzna.
Wspomnienie 553[ | ]
Meg zwierza się matce przy stole w kuchni. Jest przekonana, że Dana namówiła kogoś, by ją zranił i zniechęcił do biegania. Czuje wielki gniew i mówi rzeczy, których normalnie by nie powiedziała. Oby zdechła. Chcę zmiażdżyć ją jak robaka. Niech smaży się w piekle. Wygrałabym ten wyścig! Matka słucha i nie osądza. Czeka, aż córka się uspokoi. Jesteś zdenerwowana, rozumiem to. Ale… nie zniżaj się do jej poziomu. Nie pozwól jej zmienić cię w kogoś, kim nie jesteś. Chcesz zemsty? Najlepszą zemstą jest sukces. Pokaż jej, że jesteś najlepsza nawet w najgorszej formie, a to będzie dla niej największe piekło. Meg przygląda się matce. Kobieta ściska rękę córki. Jeśli czujesz, że zostałaś pokonana, to tak właśnie jest. Jeśli myślisz, że nie możesz czegoś osiągnąć, to faktycznie nie możesz. Życia nie wygrywa się szybkością i siłą, ale umysłem i silną wolą. Łzy napływają Meg do oczu. Nie ze względu na radę mamy… Dlatego, że dni kobiety są policzone i to pewnie jedna z ostatnich takich rozmów. Mama wręcza jej pudełko, które wyciągnęła spod stołu. Meg podnosi pokrywę i widzi czarną suknię. Nigdy takiej nie nosiła ani nawet nie widziała. Zanim zdąży cokolwiek powiedzieć, mama zaczyna się śmiać. Nie tylko wygrasz, ale będziesz też gwiazdą imprezy po zawodach. Meg czuje kluchę w gardle. Nie trać siły na skupianie się na negatywach. Mama była kiedyś zawodową tenisistką. Gdy Meg dorastała, w kółko słuchała tylko o Billie Jean King. Czeka teraz na gadkę motywacyjną, którą słyszała niezliczoną liczbę razy. Matka opowiada, jak słuchała relacji radiowych z meczów King, aby zapomnieć o strachu i negatywnych emocjach. Wypełnij umysł sukcesem, aby nie było już miejsca na strach. Przygotowała dla Meg specjalną składankę na odtwarzaczu. Meg bierze urządzenie i patrzy na nie przez dłuższą chwilę. Potem przechyla się przez stół i obejmuje matkę. Nie chce jej puszczać.
Wspomnienie 554[ | ]
Meg słucha audycji radiowej, wchodząc do szkoły. Najszybszy biegacz. Buckeye-Bullet. Zgarnął złoty medal olimpijski mimo piętrzących się psychicznych i fizycznych przeciwności. Meg w kółko słucha tej samej transmisji. Wypełnij umysł zwycięstwem, aby nie było już miejsca na strach lub wątpliwości. Trenerka podchodzi do Meg. Dziewczyna odkłada odtwarzacz na bok. Słyszałam pogłoski, że Dana mogła mieć coś wspólnego z twoją nogą. Postanowiłam wycofać ją z wyścigu. Meg kręci głową. Proszę tego nie robić. Pokonam ją, wygram. Trenerka szeroko otwiera oczy. Co takiego? Zamierzasz wygrać? Chyba nie planujesz biegać z tą stopą. Meg waha się, a potem kłamie. Doktor powiedział, że wszystko jest w porządku. Jest tylko lekko obita. Trenerka dotyka stopy, Meg piszczy. Kobieta patrzy sceptycznie na dziewczynę, wzdycha, nie mówi już nic więcej i wychodzi. Śmiała Dama Meg chwyta odtwarzacz, zwiększa głośność transmisji i wypełnia umysł wielkością Buckeye-Bulleta sprzeciwiającemu się Dyktatorowi.
Philip Ojomo: Algebra Nieskończonej Nocy[ | ]
Wspomnienie 656[ | ]
Chłopiec trzyma swój szczęśliwy dzwonek i wpatruje się w zapadającą ciemność. Nadchodzi noc, a wraz z nią – obietnica potworów gorszych niż wszystko, o czym opowiadał mu ojciec podczas ognisk na biwakach. Plotki o niezliczonych masakrach go przerażają i ma nadzieję, że mama i tata niedługo wrócą. Słyszeli audycję radiową obiecującą bezpieczeństwo tym, którzy się ukrywają, i wyruszyli z innymi, aby to sprawdzić. Przesiedział cały dzień, patrząc na wychodzącą z wioski drogę gruntową i czekając na ich powrót. Kilka osób wróciło z ranami i strasznymi opowieściami. Niekończącymi się historiami o śmierci, zniszczeniu i chaosie. Nie rozumiał żadnej z nich. Nienawidzą nas. Dlaczego? Dlaczego nas nienawidzą? Bo tak każą im radio i telewizja. Co ja im kiedykolwiek zrobiłem? Urodziłeś się w nowej Nigerii, właśnie to. Urodziłeś się na północy. Podchodzi babcia. Czy widziałeś tam coś? Philip kręci głową. Jeśli cokolwiek zobaczysz… Jeśli zobaczysz zagrożenie… Zadzwoń w dzwonek ojca i ukryj się z innymi. Philip przytakuje i patrzy na dzwonek. Czy oni tu wrócą? Babcia waha się przez dłuższą chwilę. Wydaje mi się… Wydaje mi się, że nie, Philipie. Ukrywają się. Łzy napływają mu do oczu, gdy babcia znika w małym domu pokrytym strzechą. Czuje, jak łza spływa mu po policzku, i wie, po prostu wie… że już nigdy nie zobaczy rodziców.
Wspomnienie 657[ | ]
Babcia Abigail nie uśmiechała się od wielu dni. Okropny zapach gnijącego mięsa dociera do wioski i babcia mówi Philipowi, że to smród rozkładających się krów. Philip kiwa głową, ale wie, że kobieta próbuje go chronić przed prawdą. Słyszał rozmowy starszych przy studni. Tak wielu martwych… Palą ciała, zanim rozpocznie się śledztwo. Kto pali ciała? Ekipy od zabijania. Rzeźnicy ludzi opłaceni, by zlikwidować jego ludzi jak karaluchy. Układ z diabłem za pieniądze. Nienawidzi ich wszystkich. Próbuje spać, ale nie udaje mu się zasnąć. Może jedynie wpatrywać się w drzwi, w których ma nadzieję jeszcze raz zobaczyć rodziców. Ale wie… Nigdy nie wrócą i została mu tylko babcia Abi. Abi podchodzi do niego i kładzie się obok. Philip kładzie na nią głowę, zamyka oczy i zaczyna płakać. Słyszy, że babcia otwiera usta, by coś powiedzieć, ale nie wydobywają się z nich żadne słowa. Chłopak otwiera oczy i widzi, że babcia płacze w ciszy. Zanim zdoła cokolwiek powiedzieć, rozlega się dzwonek, twarz babci poważnieje, kobieta chwyta go za nadgarstek i wyprowadza do włazu. Chwilę później siedzą pod ziemią wsłuchani w stłumione dźwięki rzezi niosące się po ziemi. Philip drży w objęciach Abi. Babcia ściska go coraz mocniej i mocniej, a płacze i piski nabierają mocy. Nigdy nie przypuszczał, że ludzie mogą wydawać z siebie takie odgłosy. Jedyne, co może zrobić, to nie krzyczeć. Zaczyna się wiercić i Abi zakrywa mu usta. Na wszelki wypadek.
Wspomnienie 658[ | ]
Cisza. Okropna, przenikająca cisza. Philip wierci się niespokojnie w prowizorycznym bunkrze i nasłuchuje… czegokolwiek. Abi go szturcha. Sprawdźmy, jak radzisz sobie z matematyką. Matematyka? Próbuje odwrócić jego uwagę od piekła, które dzieje się na zewnątrz. Sześć plus dwadzieścia cztery minus osiem. Liczy. Dwadzieścia dwa. Babcia uśmiecha się i przytakuje. Wymyśla kolejne wyzwania. Chłopak odpowiada, a łzy napływają mu do oczu. Abi dotyka jego twarzy. Nie myśl o tym, co się dzieje na zewnątrz… Słuchaj moich słów i graj w grę. Philip kiwa głową i stara się z całych sił skupić wyłącznie na zagadkach… Ale nie może przestać myśleć o mamie… I tacie… Mówili, że matematyka jest dobra dla mózgu. Że dzięki niej będzie lepiej radził sobie w szkole. Że da mu możliwości, których ojciec nigdy nie miał. Jego ojciec… Już nigdy nie rozwiąże z nim zadań z matematyki… Nigdy nie zagra z nim już w szachy… Nie posłucha jego historii… A dlaczego? Przez ludzi, którzy dostali pieniądze za wykonanie diabelskiej roboty. Abi go szturcha. Philip prosi o powtórzenie zadania, gdy krzyk małego dziecka przerywa ciszę. Chłopak od razu patrzy na babcię. Jej oczy otwierają się szeroko, kobieta wstaje i podchodzi do drabiny. Philip podbiega i łapie ją za rękę. Nie idź. Proszę… Proszę… babcia waha się i patrzy na właz nad nimi. Nie mogę zostawić tego chłopca samego. Philip kiwa głową i chce już zawsze trzymać jej miękką, pomarszczoną rękę. Jednak puszcza ją i patrzy, jak babcia dzielnie wspina się po drabinie i wychodzi na palące słońce.
Wspomnienie 659[ | ]
Godziny? Dni? Tygodnie? Nie wie, ile czasu upłynęło. Ani na chwilę nie spuścił oczu z włazu i powtarzał niezliczone zadania matematyczne, aby nie dopuścić do siebie faktu, że zniknęła tak samo jak reszta jego ludzi. Słyszy jej głos, jej śmiech, jej wzdychanie. Chce ją znowu zobaczyć. Chce zobaczyć rodziców, przyjaciół, sąsiadów. Chce zobaczyć ich wszystkich. Ale wie, że jego życie nigdy już nie będzie takie samo. I że woli umrzeć, niż żyć bez nich. Zamyka oczy i wychodzi na chłodną noc. Woń gnijącej ludzkości natychmiast uderza go w nozdrza. Przypomina mu woń zwierzęcia rozjechanego na drodze i pozostawionego na słońcu przez wiele dni. Tylko to… To jest gorsze… Szuka kawałka ziemi oświetlonego przez księżyc i szybko znajduje dzwonek ojca koło pozostałości zwęglonego ciała. Co się stało? Miałeś stać na straży. Miałeś nas ostrzec. Bierze dzwonek i wzywa babcię chrapliwym szeptem, który zmienia się jednak w bezkresny krzyk. Krzyczy, aż traci głos, a odpowiedzi słyszy jedynie ogłuszającą ciszę zimnej, obojętnej nocy. Upada na kolana, uderza w dzwonek palcem. Chciałby po prostu zniknąć z tego koszmaru.
Wspomnienie 660[ | ]
W każdej wiosce ta sama scena. Śmierć i zniszczenie. Spalone samochody, domy i ciała. Jego ludzie znikają w nieskończonej mieszance mgły i dymu. Nie może się już ruszać. Nie ma siły ani woli. Dym piecze go w oczy. Smród wywołuje u niego odruch wymiotny przy każdym oddechu. Jednak najgorsza w tym wszystkim jest… cisza. Okropna cisza. Dręcząca, straszna, obojętna cisza. Zatrzymuje się i siada przy drzewie. Nad nim krąży sep czekający na jego śmierć. Ten akurat lubi świeże mięso. Surowe. Nie spalone, nie oblane naftą. Chłopiec zamyka oczy i odpływa w otchłań. Wkrótce jednak słyszy głos podobny do głosu matki. Otwiera oczy i widzi kobietę z gromadką wybrudzonych błotem dzieci. Patrzą na niego. Matka wyciąga otwartą rękę. Musisz ze mną pójść. Philip nie odpowiada. Nie może. Jego usta nie są ani ciepłe, ani mokre. Jego gardło jest jak piasek. Oczy jak smoła. Kobieta wręcza mu butelkę. Pije, jakby nigdy nie miał w ustach wody. Kobieta mówi, że ma na imię Funanya i że powinien pójść z nią. Nie chcę już uciekać… Chcę umrzeć… Matka trzyma wyciągniętą rękę. Właśnie dlatego musisz żyć. Musisz opowiedzieć innym, co się stało. Być świadkiem. Philip patrzy za kobietę i skupia wzrok na jednym chłopcu i dwóch dziewczynkach. Łapie Funanyę za rękę i razem wchodzą w gęsty dym i mgłę, które nie chcą zniknąć.
Wspomnienie 661[ | ]
Philip wchodzi do domu zniszczonego przez zabójców. Widać rozbryzg krwi na ścianie i czuć znajomy mroczny zapach. Philip nie chce myśleć, co stało się z właścicielami. Przez chwilę wydaje mu się, że widzi podchodzącą matkę, jednak chwilę później okazuje się, że to Funanya. Zbliża się do Philipa ze zdobytymi przyborami szkolnymi. Czasem rysowanie pozwala skupić się na czymś innym. Philip potrząsa głową. Nie chce rysować, nie chce liczyć. Nie chce robić nic, tylko obudzić się z tego okropnego koszmaru. Wpatruje się w innego chłopca, Emekę, który rysuje obrazek swojej wioski. Ma do wyboru kilkanaście kolorów, ale używa tylko czarnego. Funanya nie rozumie, dlaczego żaden kolor mu się nie podoba – to trochę tak, jakby przestał rozróżniać barwy. Philip wpatruje się w rysunek czarnej wioski, a potem wychodzi na zewnątrz, gdzie Nikki i Chika pełnią wartę. Pokazuje im szczęśliwy dzwonek ojca, chociaż nie ma pewności, czy rzeczywiście jest taki szczęśliwy. Wręcza go Nikki i wyjaśnia jej, że powinna nim zadzwonić, jeśli coś zobaczy.
Wspomnienie 662[ | ]
Nienawidzę zapachu nafty. Funanya przytakuje i zgadza się z Philipem. To nie sama nafta, ale wszystko inne, co jest z nią związane. Nikki patrzy na Funanyę i pyta, dlaczego ekipy wszystko palą. Funanya nie odpowiada. Może nie wie. Philip odwraca się do niej. Palą dowody. Nikki i Chika spoglądają w stronę Funanyi. Kobieta przytakuje. Philip słyszy głos babci. Śmierć plus zniszczenie równa się świetny biznes dla diabłów w ludzkich skórach. Philip zgrzyta zębami i odpowiada głosowi. Wszyscy powinni zostać zabici… Ci, którzy płacą za morderstwo, i ci, którzy na nim zyskują… Funanya patrzy na niego. Philipie… Nie mów takich rzeczy… Próbują odebrać nam nasze człowieczeństwo, ale to jedyna rzecz, której nie mogą wziąć, jeśli im jej nie damy. Philip poważnieje. Nie chcę kazania. Chcę odzyskać rodzinę. Chcę, żeby mordercy zapłacili za to, co zrobili. Funanya kładzie rękę na jego ramieniu. Módl się do anioła miłosierdzia, żebyśmy przeżyli i mogli być świadkami tych wydarzeń. Philip patrzy za nią na zapadającą noc. Wolę modlić się do anioła śmierci i patrzeć, jak cierpią. Wybaczaj i otrzymuj przebaczenie. Nie mogę! Nienawidzę ich! Jak mogą brać pieniądze za coś takiego? Sprawiedliwość ich dosięgnie, Philipie. Zbrodnie nie ujdą im na sucho. Philip nic nie mówi. Nie mówi nic, ponieważ, podobnie jak ojciec, wierzy, że bogaczom, których stać na wynajęcie ekipy do zabijania oraz na naftę potrzebną do palenia tysięcy ludzi, wszystko ujdzie na sucho – nawet masowe morderstwo. Niech Funanya modli się o łaskę, ile chce. On będzie modlił się o zemstę.
Wspomnienie 663[ | ]
Ci, którzy zarabiają na morderstwach, są gorsi od zwierząt. Nie potrafi pojąć tego, że ludzie są w stanie robić tak okropne rzeczy za pieniądze. Jeśli to przeżyje… Jeśli ucieknie z tego palącego piekła… zemści się. Nie ukrywa swoich mrocznych myśli przed Funanyą, która twierdzi, że podejście oko za oko nie jest rozwiązaniem. Że gdyby tak było, cały świat by oślepł i pogrążył się w nieskończonej nocy. Świat by oślepł? Świat już jest ślepy na to, co dzieje się z Philipem i jego ludźmi. Do diabła z takim światem. Świat się nie przejmuje. Cały ten niepokój i zniszczenie musiały się wydarzyć. To matematyczny wzór na dzielenie i rządzenie, i na okradanie jego kraju z zasobów. Setki razy słyszał, jak mówią to starsi. Funanya przekazuje mu jednak kolejne mądre słowa od martwych przywódców i Philip przestaje mówić o zemście. Przez chwilę myśli, że może kobieta ma rację. Może zemsta nie jest rozwiązaniem. Może świat któregoś dnia zbudzi się z obojętności i pomoże jego ludziom.
Wspomnienie 664[ | ]
Ciemną nocą Nikki oddaje Philipowi dzwonek. To jego kolej, żeby wypatrywać ekip do zabijania, ale nie spał od kilku dni i jego powieki są naprawdę ciężkie. Trzyma dzwonek blisko serca i na chwilę, na krótką chwilę, zamyka oczy. Na minutę. Budzi go ciepło poranka i uczucie grozy. Zrywa się na nogi i szuka nowych przyjaciół. Znajduje jednego… W kawałkach… I jeszcze trochę innego… Nie ma pewności, kogo znalazł. Słyszy jęki. Znajduje Funanyę. Nie martwą, ale umierającą… Z poprzecinanymi wszystkimi ścięgnami… Wijącą się z bólu i pokrytą czymś złotym… Miodem. Wylali na nią miód i milion maleńkich czarnych owadów pływa, tonie i objada się w złoto-szkarłatnych strumieniach cieknących z jej otwartych ran. Mrówki wchodzą pod jej skórę i zjadają ją żywcem. Klęka przy niej i próbuje je odpędzić, ale nic z tego. Są wszędzie. Funanya jęczy i pluje krwią. Próbuje coś powiedzieć, ale nie ma języka i udaje jej się wydać z siebie tylko okropny terkot. Philip klęczy przy niej. Nie wie, co powiedzieć ani co zrobić. Zasnąłem… Przepraszam… Tak bardzo przepraszam… Ale przeprosiny jej nie uleczą. Nie przegonią mrówek ani nie przywrócą dzieci, które chroniła. Ostatkiem sił udaje jej się wydrapać coś palcem na ziemi. Wybaczam. Philip patrzy na słowo przez dłuższą chwilę. Ciche łzy spływają mu po policzkach, gdy podnosi rękę przed jej twarz. Kobieta zamyka oczy i czeka na zakończenie cierpienia. Philip nie chce tego robić, ale musi. Wie, że musi. Zamyka oczy i opuszcza rękę na jej usta i nos. Na chwilę, na krótką chwilę, staje się jej aniołem miłosierdzia.
Wspomnienie 665[ | ]
Pod osłoną ciemności Philip wchodzi do kolejnej zmasakrowanej wioski i zauważa ekipę… Ekipę do zabijania. To mogą być ci, którzy zabili jego opiekunkę. Może ci, którzy zabili jego babcię… Jego rodziców. Nawet piekło nie jest wystarczające dla tych demonów, które biorą pieniądze za pozbywanie się ludzi. Pieką coś na ogniu, śmieją się, żartują z zarżniętych osób. Mówią o jego ludziach, jakby opowiadali o zwierzętach. Nie. Gorzej. Nikt nie okazuje dumy z zabijania zwierząt, nikt z nich nie kpi. Nigdy nie widział czegoś takiego. Psy pozbawione człowieczeństwa, tym właśnie są. Psami, wściekłymi psami, niczym innym. Uderza go dziwne uczucie. Czuje ciemność niczym pnącze z innego świata, chwytające jego młode, niewinne serce. Już nie jest młode ani niewinne. Słyszy głos Funanyi. Wybaczaj i otrzymuj przebaczenie. Ale on nie chce wybaczać i nie chce otrzymywać przebaczenia. Chce, żeby cierpieli tak, jak jego ludzie. Chce, żeby cierpieli za odebranie mu wszystkiego. Słyszy głos babci, próbujący za pomocą zadań matematycznych odciągnąć go od mrocznych myśli o zemście. Jednak jej głos jest o wiele słabszy niż wściekły wrzask jego nienawiści. Jej głos wykrzykuje równania i wyzwania, ale Philip patrzy na mężczyzn. Czuje naftę płynącą w jego krwi i jest gotowy, by eksplodować. Oko za oko i cały świat popada w wieczną noc. Dobrze. Philip zauważa broń przy jeepie. Mógłby chwycić karabin i zastrzelić ich wszystkich. Nigdy jednak nie korzystał z karabinu i pewnie udałoby im się uciec. Może poszuka noża lub maczety… Ale te psy są od niego silniejsze… Odejdź, Philipie. Nie oglądaj się za siebie. Twoim obowiązkiem jest przetrwać i być świadkiem. Ignoruje ten głos w głowie, bo pragnie tylko jednej rzeczy. Chce, żeby cierpieli i zniknęli. Chce… Tak… Wziąć ich naftę i sprawić, że znikną w ten sam sposób, w jaki zniknęli jego przyjaciele i rodzina – w kłębach dymu. I na chwilę, na krótką chwilę, staje się aniołem śmierci pędzącym przez nieskończoną noc.
Po drugiej stronie lustra: DZIENNIKI 984, 985, 986, 987, 5736[ | ]
Arcus 984[ | ]
Więcej lśniącej energii przesłanej do mnie przez nieznanego sojusznika. Dzięki niej mogłem otworzyć małe okno, które pozwoliło mi spojrzeć na zagubiony świat, a w nim – ku swemu wielkiemu zdziwieniu – dostrzegłem miasto z ocalałymi, żyjącymi jakby nie stało się nic niezwykłego. Okno w końcu się zamknęło i spędziłem cały wieczór, wyobrażając sobie, jak to wszystko mogło się zdarzyć. A może to tylko złudzenie? Tej samej nocy kolejny przypływ energii umożliwił mi otwarcie drzwi do świata, którego nie rozpoznałem i nie odważyłem się zbadać. Wpatrywałem się w migające drzwi, aż rozpłynęły się w powietrzu. Wygląda to tak, jakby osoba ukazująca mi te niezwykłe znaki chciała pomóc mi zajrzeć głębiej w tajemnice tego wymiaru. A może sugeruje, że odpowiedzi potrzebne do uratowania mnie są skryte pośród niezliczonych światów odrzucanych przez Przedwiecznego od niepamiętnych czasów?
Arcus 985[ | ]
Zamiast czytania na głos, jak to mam w zwyczaju, wspiąłem się na dach wieży, rozpaliłem ogień i włączyłem radio, aby posłuchać historii o duchach z zapomnianej audycji z Terra Dark. Bez wątpienia wsłuchiwanie się w te opowieści było najlepszym sposobem na zabicie czasu – zwłaszcza gdy w głowie słyszysz tysiące głosów pełnych agonii i strachu. Później skorzystałem z Auris, aby przywołać Bajarza, który opowie mi swoje historie podobnie jak w cotygodniowym podcaście. Składał się z ruchomej czarnej mgły. Myślę, że kiedyś będę w stanie stworzyć bardziej realistyczną osobę do posłuchania, a może nawet do nawiązania czegoś przypominającego rozmowę. Podczas słuchania znanych mi opowieści Bajarza zastanawiam się: jak mogę nie być częścią własnych tworów? Wspomnienia, które próbuję zarejestrować, gdy ich doświadczam, udowadniają mi jedną rzecz: obiektywność jest niemożliwa, a przynajmniej ulotna, i nigdy nie mam pewności, czy moje dzienniki zawierają prawdziwe i dokładne opisy wspomnień podmiotu, czy są po prostu interpretacją koszmarów tworzoną pod wpływem whiskey. Moją frustrację zwiększa fakt, że ostatnio w swoich notatkach zauważyłem inne głosy. Inne interpretacje. Inne wzory myśli od osób, których wspomnienia przeżywałem zbyt wiele razy. Stają się częścią mnie, a to nie miało się wydarzyć.
Arcus 986[ | ]
Bajarz zapewniał mi rozrywkę przez całą noc dzięki swoim krwawym opowieściom o Nosferatu. Prawie zapomniałem o własnym koszmarze na jawie. Jego historie są świetną odskocznią, gdy wybijanie piłek golfowych w otchłań to po prostu za mało. Opowiadał niezliczone baśnie o wampirach. Czytałem większość z nich, ale te, które płynęły z jego ust, były bardziej… przerażające. Już nie raz obudziłem się zlany zimnym potem, pewny, że moja wieża została zaatakowana przez te przerażające stwory z kłami.
Arcus 987[ | ]
Kolejny wypadek obudził mnie w środku nocy. Niesamowity przypływ energii dochodził do mnie z nieokreślonego źródła. Początkowo myślałem, że mój umysł poddał się złudzeniom i dzikim wyobrażeniom, aż zdałem sobie sprawę, że energia przepływająca przez moją wieżę otwierała kolejne przejścia do zaginionego świata złożonego ze wspomnień cywilizacji zapomnianych przez czas. Wpatrywałem się w pozostałości zniszczonego wojną, porzuconego miasta, w którym słychać było przerażające echo dziecięcego płaczu. Gdy zdecydowałem się wejść do tego zagubionego świata, przejście skurczyło się i zniknęło. Wkrótce zdałem sobie sprawę, że zbadanie Przedwiecznego z mojej wieży zapewne będzie możliwe – dzięki tej niezwykłej energii oraz Auris.
Arcus 5736[ | ]
Zajrzałem w serce Przedwiecznego i zobaczyłem rzeczy, których nie powinny widzieć oczy żadnego śmiertelnika… Rzeczy, które jednocześnie dezorientują mój umysł i obciążają moje sumienie. Z tajemniczą pomocą rozerwałem rzeczywistość, wszedłem głęboko w niezliczone szczeliny i zobaczyłem, jak wszystko upada bezsilnie w chaos… W śmierć i szaleństwo… Na krótki moment naszła mnie myśl, że tajemniczym sojusznikiem może być tak naprawdę Byt pogrywający ze mną jak kot z myszą, zanim rozszarpie jej gardło pazurami. Wpatrując się z bezkresną otchłań czarnej mgły, pomyślałem, że to więzienie może być równie dobrze inną, utajnioną formą próby, stworzoną do czerpania paranormalnych mocy z wyobcowania, znudzenia i wszystkich zapomnianych ataków szaleństwa. Wciąż czuję w sercu miliony niewidzialnych haków, a dookoła mnie muszą tkwić miliony niewidzialnych oczu… Patrzą… Czekają, aż mój umysł zwróci się przeciwko sobie. Ten przeklęty Przedwieczny chce, żebym się zabił. Nie mam co do tego wątpliwości. A może… Może już to zrobiłem? I zrobię to jeszcze raz… I jeszcze raz… I jeszcze raz…